Archiwum 15 listopada 2019


List 6
15 listopada 2019, 10:11

"Zamknęły się ukochane oczy, spoczęły spracowane ręce, przestało bić kochane serce."

 

Mój ukochany Robsonie,

 

   wciąż mam w głowie ten okropny poranek 7.08, godzinę 4:35. Odebrałam wtedy najgorszy telefon, obcy głos z drugiej strony powiedział mi o Twojej śmierci, o tym, że Ciebie już nie ma. Nie umiem Ci napisać, co wtedy czułam ukochany, chyba nic, jakbym dostała w głowę czymś ciężkim, zabrano mi tlen. Wybiegłam z pokoju zapłakana i wykrzyczałam ostatkiem sił dla Twojej mamy, że nie żyjesz. Słowa, które wypowiadałam, wydawały mi się takie nierealne, zaczęłam dzwonić do swojej mamy i do przyjaciół, znajomych i nie wierzyłam w to, co mówię. Powtarzałam jak z automatu, że nie żyjesz, a dla mnie to były tylko puste słowa, w które nie wierzyłam i tak naprawdę ich nie słyszałam.

 

   Widziałam najdroższy jak z pokoju, w którym leżałeś, wynoszą czarny worek i wkładają Cię do metalowej trumny, nie miałam siły kochany podejść i poprosić, żeby Cię otworzyli, widziałam ten worek tylko ja, to było nasze pożegnanie ukochany. Potem widziałam już puste łóżko w Twojej sali, okropne uczucie. Wciąż wszystko działo się poza mną. Cały dzień nie był prawdziwy. Skarbie musiałam wybierać urnę, w której miały spocząć Twoje prochy, do dziś to wspomnienie wywołuje u mnie łzy, to tak strasznie bolało. Tak strasznie cierpiałam, kiedy wybierałam koszulę, w której miałeś zostać spalony. Nic już nie miało znaczenia dla mnie. Nie takie decyzje miałam wtedy podejmować, wtedy mieliśmy się zastanawiać nad salą na wesele, a ja miałam sobie wybierać suknię ślubną. Wiedziałam, że urna ma być prosta, elegancka, klasyczna, bo Ty lubiłeś prostote i elegancję. Mój eleganciku ukochany.

 

   Kolejnego dnia musiałam się zmierzyć z czymś jeszcze gorszym, z widokiem mojego mężczyzny w trumnie. Nawet dziś jak o tym wspominam, to brakuje mi oddechu, nie widziałam gorszego widoku w życiu, moja miłość jedyna leżała martwa w drewnianym pudle, najdroższe oczy pełne miłości były zamknięte, dłonie już nie ściskały moich, tylko nieruchomo leżały, nie słyszałam bicia serca, ono już było martwe. Twoja noga była odchylona tak, jakbyś chciał uciec, chciałam Cię zabrać kochany. Czułam wtedy okropny żal, smutek i złość. Byłam jak opuszczone dziecko, które straciło swoje bezpieczeństwo. Za chwilę miała zostać spalona moja druga połówka, moje najpiękniejsze sześć lat życia, moja miłość. Robert to tak strasznie bolało, nie umiem Ci tego opisać. Jedyne co mnie pociesza, że Ty nie musiałeś tak cierpieć i oglądać mnie w trumnie.

 

   Kochanie ja nigdy o Tobie nie zapomnę, nigdy nie zapomnę szczęśliwych lat spędzonych z Tobą, ani tych ostatnich trzech miesięcy naszej wspólnej walki. Zawsze wymagałeś ode mnie bycia silną i mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny i że wtedy zdałam egzamin. Najdroższy nigdy nie przestałam Cię kochać, mimo że przez te trzy miesiące czułam się bardziej jak Twoja opiekunka albo druga mama to nadal Cię kochałam jak swojego mężczyznę, nadal chciałam wyglądać dla Ciebie ładnie. Przez te trzy miesiące stałeś się też trochę moim dzieckiem, bo musiałam poznać Twoje miny, musiałam umieć na Ciebie nakrzyczeć. Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby móc znowu Cię skrzyczeć ;)

 

   Lekarze mówili, że nie ma z Tobą kontaktu, ale ja wiem, że ich po prostu nie lubiłeś, na Twoją sympatię i akceptację trzeba było sobie zapracować. Ja wiedziałam, że jesteś świadomy i jest z Tobą kontakt, bo nie raz mi to udowodniłeś. Kochanie tak bardzo za Tobą tęsknię, za Twoimi oczami.

 

   Zawsze będę Cię kochała Robson, mój Księciuniu.

Twój na zawsze

Kwiatuszek.