List 11


04 grudnia 2019, 16:52

„Cztery etapy smutku. Pierwszy to szok. Potem przyszło zaprzeczenie. To trwało aż do dzisiejszego ranka. Dziś ruszamy do następnego etapu. Gniew. Kiedy nadejdzie pogodzenie się?”

Paullina Simons - Tatiana i Aleksander

 

Najdroższy mój Robercie,

 

 

   dziś opiszę Ci te dni, kiedy starałam się żyć po Twojej śmierci. To wszystko trwa do dzisiaj, bo nadal staram się żyć, chociaż ponoć radzę już sobie coraz lepiej.

   Okropny telefon zadzwonił o 4:33, ostatnio to zobaczyłam w połączeniach. Pamiętam jak przez mgłę, co powiedział głos z drugiej strony telefonu, ale powiedział, że umarłeś. Wykrzyczałam tylko nie i spytałam, co Ci zrobili najdroższy, spytałam jeszcze co teraz mam zrobić, lekarz przekazał mi informacje, które i tak zrozumiałam na odwrót. Półprzytomna wybiegłam z pokoju i powiedziałam Twojej mamie o tym, że Ciebie już nie ma. Potem pojechaliśmy do ośrodka do Gdańska, tam właśnie widziałam, jak wynoszą Cię w worku, najdroższy mój... serce mi pękło i boli do tej pory. Wszystko działo się poza mną, Twoja mama rozmawiała z zastępczynią kierowniczki ośrodka, ja wolałam wyjść, bo czułam, że zaraz wybuchnę i wykrzyczę im całość złość. Z ośrodka pojechaliśmy do Urzędu Miasta w Gdańsku, żeby wydali Twój Akt Zgonu, dokument, którego nikt nigdy nie powinien trzymać w rękach, a już na pewno nie Twoja mama i ja. Wracając z Gdańska, odbierałam wiadomości i telefony z kondolencjami i próbowałam nie oszaleć, czułam okropny smutek, a zarazem totalną pustkę, mój świat tak idealnie poukładany właśnie runął.

   Musiałam z Twoją mamą zawieźć Twój Akt Zgonu do pracy, tam spotkałam się z ogromnym ciepłem i wsparciem bez, którego byłoby mi jeszcze trudniej. Potem wróciliśmy do mieszkania, ale stąd niewiele pamiętam. Po pracy, o 14 przyjechał Czarek i wtedy okazało się, że musimy jechać do Gdańska do Zakładu Pogrzebowego, gdzie leżałeś, żeby załatwić formalności no i wybrać Ci urnę. Musiałam z Twoją mamą wybrać koszulę, w której mieli Cię spalić oraz przygotować Twój garnitur. Najdroższy, tak bardzo mi się podobałeś zawsze w tym garniturze. Wybrałam Ci urnę, a Twoja mama dopełniała resztę formalności, ja musiałam wyjść do samochodu do Czarka, bo zrobiło mi się słabo. Rozmawiałam z nim o tym, że nie chcę Cię zobaczyć w trumnie i nie chcę się pożegnać, on jak zawsze, swoją delikatnością podpowiedział, że jeśli tego nie zrobię, to mogę tego żałować kiedyś

   Wróciliśmy do Gdyni, poszłam sobie kupić coś czarnego i wtedy dopadł mnie najgorszy stan. Wypierałam, że Ciebie nie ma, mówiłam, że czekasz na mnie w domu i jak wrócę to tam będziesz. Widziałam Cię w centrum handlowym, rozmawiając z Tomkiem przez telefon mówiłam, że jak przyjedzie to wypijecie piwo. Nie dałam sobie przemówić, że Ciebie nie ma, że już nigdy Cię nie będzie, to tak bolało co mówili. Potem poszłam na terapię do pani psycholog, a później do domu. W mieszkaniu wzięłam tabletkę, spakowałam rzeczy, bo na drugi jechałam do Giżycka z Twoją mamą, żeby załatwić Twój pogrzeb. Troskliwie opiekował się mną Tomek i Mateusz, Twoja mama mimo swojego bólu również starała się mi pomóc.

   Nadszedł ranek kolejnego ciężkiego dnia, a może najtrudniejszego w tym wszystkim. Rano przyjechała jeszcze Natalia, żeby chociaż na chwilę mnie przytulić. Przyjechała też Madzia, która nas wiozła do Giżycka, nie poznałeś jej najdroższy, nie zdążyłeś. Pojechaliśmy do Gdańska... Najpierw na chwilę zatrzymaliśmy się u Tomka, a później pojechaliśmy do Zakładu Pogrzebowego. Za radą Czarka weszłam tam, żeby Cię pożegnać. O Ukochany Mój, to był straszny widok, który łamał na kawałki całe moje ciało. Tomek z Madzią mocno mnie przytulili i powiedzieli, że nie muszę tam wchodzić, ale wtedy wiedziałam, że muszę. Weszłam i krzyczałam do Ciebie, żebyś wyszedł z tej trumny, to tak bardzo bolało Robert, jak jeszcze nic w życiu, chociaż nie jedno przeszłam. Patrzyłam na Ciebie ostatni raz mój Księciuniu. W samochodzie, zanim Twoja mama do niego weszła, tak mocno wykrzyczałam swój ból i zadzwoniłam wypłakać to wszystko Czarkowi, już wtedy bardzo mnie wspierał i to dawało bardzo dużo. Wyruszyliśmy w drogę do Giżycka. Mimo że była to bardzo trudna podróż, to Madzia starała się, żeby ją jakoś ułatwić. Tego dnia czekało mnie jeszcze spotkanie z naszą ukochaną Babcią Tereską, jej kojące ramiona pełne miłości objęły mnie z całych sił. Nasza ukochana babcia starała się ulżyć mojemu bólowi.

   Na drugi dzień pojechałam kupić z Ewel suknię na pogrzeb. Dzięki jej obecności trudny zakup wydał się trochę lżejszy. W końcu mam z nią multum wspaniałych wspomnień. Kupowałam sukienkę nie z tą osobą, z którą miałam kupować, nie w tym kolorze, w którym powinnam kupować i nie na tą okazję, na którą miałam kupować. Miałam wybierać białą suknię na nasz ślub z naszą Karoliną, ale nie chciałam dodawać jej bólu i nie chciałam zabierać jej, żeby kupić czarną sukienkę na Twój pogrzeb. Z Karoliną kupiłam wieczorem czarne balerinki. W sumie to z Karoliną, Pawłem i Różyczką. Kochanie jak bym chciała, żebyś mógł zobaczyć Różyczkę, jest taka wesoła. Kolejne zakupy, które nie były takie jak zaplanowałam, ale nie bolały tak mocno. Miałam przy sobie naszą Karolinę, moją niezastąpioną, która miała być moją świadkową, na naszym ślubie.

   Nadszedł dzień Twojego pogrzebu, byłam bez sił, zrezygnowana. Robiłam wszystko, co kazał mi Tomek, tak słuchałam się tego małego szczyla, który w ciągu tych paru miesięcy bardzo dojrzał, stał się moją podporą. W kościele siedziałam w drugiej ławce pomiędzy Kamilem a Tomkiem, obaj troszczyli się o mnie, mimo że też cierpieli. Ściskało mnie tam mnóstwo ludzi, przyjaciele, znajomi ze studiów, ludzie z pracy, wszyscy byli tego dnia ze mną, różni znajomi. Ja miałam jedynie ochotę zniknąć, żebyś mnie zabrał i żebym nie musiała tego wszystkiego słuchać. Najtrudniejszy był koniec, podążanie za Twoją urną jak wynosili Cię z kościoła, wiedziałam, że za chwilę schowają tę urnę do grobu, a mi pozostanie jedynie pustka i tęsknota. Szłam z Tomkiem za Twoimi prochami i patrzyłam na urnę, która miała w sobie miłość mojego życia, mojego mężczyznę, mojego narzeczonego, którego kochałam bezgranicznie. Na cmentarzu stałam jakby wypłukana z uczuć, wrzuciłam Ci ukochany jako pierwsza białą różę na pożegnanie, a za mną nasi najbliżsi przyjaciele oraz nasza najlepsza ekipa z pracy.

   Na stypie, Babcia przywróciła mnie do życia, bo zaczęłyśmy rozmawiać i Babcia powodowała, że się śmiałam trochę. Nasz ukochany Anioł Babcia Tereska. Po stypie wróciłam do domu i wiesz nie wiem co czułam, nawet nie wiem, czy byłam w środku samej siebie. Wieczorem poszłam się przejść z chłopakami i z Szymonem, zobaczyłam Twoją klepsydrę, kolejny cios w serce. Pokazywałam Mateuszowi nasze miejsca, w których byliśmy tacy szczęśliwi. Kolejnego dnia robiłam segregację kwiatów na Twoim grobie, wkładałam je do wody wszystkie, byłam na Ciebie wściekła, bo nie takie kwiaty miałam przebierać i nie na Twoim grobie Gamoniu.

   Moje puste życie toczyło się dalej i musiałam wykonywać jakieś banalne czynności, kazali mi jeść, spać, uśmiechać się, ktoś kazał mi żyć to żyłam, bo mówili, że tak trzeba. W głowie miałam multum myśli, z jednej strony wiedziałam, że Ciebie nie ma, a z drugiej miałam nadzieję, że jak wrócę do Gdyni to Ty będziesz na mnie czekał. Po Twoim pogrzebie zostałam w domu na tydzień jeszcze, cały tydzień zajęłam sobie spotkaniami, uciekałam od myśli, że Ciebie nie ma. Nie pozwalałam sobie na myślenie, na chwilę ciszy, bo wtedy czułam ten ogromny ból.

   Nadszedł dzień powrotu do Gdyni, jak ja się bardzo bałam Robson tego powrotu. Na szczęście, Karolina z Pawłem i Różczyczką akurat wracali do Gdańska samochodem, to zabrali mnie i Matiego. Dzięki nim jakoś to przetrwałam. Wejście do domu bardzo mnie zabolało, dobrze, że Mateusz był ze mną i szybko mnie ogarnął.

   Po powrocie do mieszkania dotknął mnie Twój brak i z dnia na dzień docierało do mnie, że już nie wrócisz. Kochanie wydaje mi się czasem, że już w 100% moja głowa zatwierdziła, że Ciebie nie ma i nie będzie, ale czasem mam jeszcze wrażenie, że wejdziesz do pokoju roześmiany, albo, że wejdziesz i mnie przytulisz. Złoszczę się na ból, na tęsknotę, na Ciebie, że musiałeś wtedy spaść. Złoszczę się na świat, że biegnie dalej i każe mi dalej iść do przodu. Dlaczego świat się nie zatrzymał i nie pozwolił mi się na trochę zapaść pod kocem z moim płaczem i bólem? Moje życie kochany jest inne, nie wiem, czy lepsze, czy gorsze, inne, trudniejsze i cholernie boli. Każdy dzień przynosi co innego, jeden dzień daje mi wiele sił, żeby to przetrwać, a drugi zabiera siły do czegokolwiek. Robert kocham Cię nad życie.

   Bądź przy mnie najdroższy Skarbie, kocham Cię Robson.

Twój na zawsze

Kwiatuszek.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz